czwartek, 11 grudnia 2014

6. Kiedy przybywa ktoś nowy.

- Zająć miejsca. - W drzwiach stanęła Olympia. Była bardzo elegancka, w czerwonej sukni, z ułożonymi wytwornie lokami.
Wszyscy posłuchali jej bez mrugnięcia.
Jackowi z nerwów skręcał się żołądek.
"Chcą nas ukarać za rozmawianie o Szefie w tajemnicy, w pokoju Kornelii. Przecież w pokojach na pewno są podsłuchy." Myślał gorączkowo. "Wyrzucą nas na bruk. Skończymy jako bezdomni na francuskich uliczkach."
- Zapewne zastanawia was czarna limuzyna stojąca pod budynkiem już od jakiegoś czasu. - Zaczęła pani O. - Śpieszę z wyjaśnieniami! - Uśmiechnęła się szeroko i sztucznie.
"Nie bardzo się spieszy." Pomyślała Julia. "Auto stoi tu od tygodnia."
- W związku z tym mam zaszczyt przedstawić wam geniusza tego stulecia, ojca tego całego projektu i znakomitego nauczyciela, Deyana Lawrence'a! - Zrobiła zamaszysty ruch ręką wskazując na drzwi, z który wyłonił się starszy człowiek, chodzący o lasce. Głowa lśniła mu łysiną a na oczach miał duże, ciemne okulary.
Pomagając sobie laską podszedł do Olympii.
- Jest ślepy. - Szepnął Lucjan marszcząc czoło a Luci uniosła w zdziwieniu brwi.
- Witam zebranych. - Powiedział mężczyzna słabym i cienkim głosem. - Przyjechałem, żeby was doglądać i zmusić do większej dyscypliny. - Mówił stanowczym tonem, który mocno kontrastował ze słabością głosu. Nie zadowalają mnie wyniki jakie otrzymujecie, wasi poprzednicy radzili sobie dużo lepiej.
- Wygląda jakby miał zaraz wykitować. - Szepnęła Roni do Lucasa a ten przytaknął. Papierowa skóra Deyana przypominała mu tę, którą miał jego dziadek pod koniec swojego, długiego, życia.
- Poproszę niektórych z was na indywidualne konsultacje, reszta rozejść się. - Zakończył nowo przybyły i bez słowa pożegnania odwrócił się i pozwolił by Schuster pomógł mu dotrzeć z powrotem do drzwi, zza których przybył.
Na sali panowała idealna cisza do czasu aż odezwała się Olympia:
- Jack Roody. - Jej głos był pełen zadowolenia. - Proszę za mną.
Chłopak znieruchomiał przerażony.
- Natychmiast. - Dodała.
Wszyscy patrzyli jak australijczyk wstaje sztywno z miejsca i wychodzi za kobietą. Gdy zamknęły się za nimi drzwiami nikt nawet nie drgnął.
- Rozejść się. - Rozległ się głos jednego z Braci. Gdy nikt się nie ruszył powtórzył dużo ostrzejszym tonem - No już! Za pół godziny widzimy się na treningu!
*
- Witaj, Jacku Roody. - Odezwał się starzec gdy chłopak usiadł na sztywnym i twardzym krześle przy łuszczącym się, drewnianym stole. Znajdował się w gabinecie, w części domu, do której nie mieli dostępu. Okna były zasłonięte ciężką kotarą a jedynym źródłem światła była mała lampka stojąca za plecami Lawrence'a
Deyan siedział po drugiej stronie stołu a nad nim stało dwóch Braci, trzeci przy drzwiach. Olympia czaiła przy oknie. Sprawiała wrażenie bardzo podekscytowanej i pełnej uwielbienia dla starego człowieka.
- Witam. - Odpowiedział Jack zduszonym przez strach głosem.
- Od razu ci powiem, że twoja sytuacja nie wygląda najlepiej. - Kontynuował Deyan ściągając okulary, ale nie patrząc na australijczyka. - Osiągnąłeś najniższy wynik z testu fizycznego, prawie najgorszy z psychicznego i jeden z ostatnich z merytorycznego. Na treningach wydajesz się nieobecny, nie skupiasz się, a to nie poprawi twoich wyników.
Kiedy to mówił Bracia wlepiali w chłopaka ostry wzrok a Olympia patrzyła na starca z chorym uwielbieniem. Sam Deyan wydawał się spokojny, ale gdy spojrzał na Jacka, chłopaka przeszedł mróz. Jego oczy wyglądały jakby gniły od środka. Były zielonkawo-brązowe, z dziwnymi bąblami, ale tęczówki mieniły się na złoto. Źrenice były widocznymi, głębokimi dziurami, nie czarnymi plamkami, jak zazwyczaj, ale otchłaniami, które wydawały się straszyć wszystkich i wszystko dookoła.
Jack odwrócił wzrok.
- I nawet wytrzymałeś mój wzrok krócej niż ktokolwiek. - Prychnął Deyan z pogardą. - Jesteś godny pożałowania. Ale bywam pobłażliwy. - Jego ton wcale tego nie sugerował, wręcz przeciwnie. - Dlatego dostaniesz ostatnią szansę. Jeśli nie poprawisz wyników to spotka cię kara o jakiej nie śniłeś w najstraszniejszych koszmarach. - Jego głos przestawał być starczy i słaby a stawał się coraz ostrzejszy i bezlitosny. - Twój największy strach to przy tym pestka, rozumiesz?
Roody czuł, że ten człowiek gapi się na niego tymi gałami, ale nie potrafił się zmusić by podnieść wzrok. Te oczy wzbudzały w nim absurdalny i ogromny lęk.
- Rozumiem. - Powiedział tylko i poczuł jak Brat chwyta go za ramię. Wstał posłusznie z fotela i pozwolił się wyprowadzić.
*
Teo szedł na trening z Taku. Oboje milczeli do momentu aż Teo nie wytrzymał:
- Ten facet nas zniszczy. - Jego głos był oschły i sztywny.
- Przypomina mi jednego z klientów mojego ojca. - Odparł japończyk zamyślony. - Był stary i niepozorny, ale poznałem jego córkę. Powiedziała mi, że facet jest tyranem i dręczycielem.
- Nie pocieszyłeś mnie. - Westchnął chłopak i coś przyciągnęło jego wzrok.
- Hej Jack! - Zawołał do blondyna.
- Wyglądasz jak trup. - Powiedział autentycznie przestraszony Taku. - Co oni ci tam zrobili?
Australijczyk uspokoił się trochę gdy ich zobaczył. Nawet poczuł ulgę, że okazali się to Theo i Taku, nie wytrzymałby gdyby to był Lucjan, albo Leo.
- Musicie mi pomóc. - Powiedział siląc się na obojętny ton. Nie miał zamiaru dalej być najgorszy.
*
Kornelia chwyciła jeden z mieczy, który wybrała tydzień temu i spojrzała na wypchanego sianem.
Próbowała sobie przypomnieć co mówił któryś tam Brat gdy zaczynali treningi, o tym jak trzymać broń, jak najlepiej uderzać, ale cały czas miała pustkę w głowie.
Próbowała przypatrywać się innym, ale to nie dawało odpowiednich efektów a żadnego z Braci nie poprosi o pomoc...
Jedynym pocieszającym faktem był ten, że niemka radziła sobie gorzej od niej.
Nie wiedziała skąd ta wrogość do dziewczyny, nic jej nie zrobiła. Ale za każdym razem jak się odzywała w Kornelii buchał ogień niechęci i odrazy.
- Hej! - Podeszła do niej Izzy.
- Hej. - Odparła bez większego entuzjazmu.
- Nie widziałaś Jacka? - Zapytała robiąc zmartwioną minę. - Martwię się o niego. Ten staruszek mnie niepokoi.
Jej ciemne włosy były spięte w wysoki kucyk co uwydatniło ostre i szlachetne rysy twarzy Izzy, czego Kornelia jej bardzo zazdrościła... Nie poprawiło jej to humoru.
- Nie, nie widziałam. - Powiedziała i zmieniła temat. - Ogarniasz te zajęcia z mieczem? Bo trochę sobie nie radzę...
- Raj mi ostatnio pokazał jak się bronić i blokować. - Odparła. - Mogę ci pokazać co z tego zapamiętałam.
- Raj? Pomógł ci? - Zdziwiła się polka. - Przecież to brat Marii. Nie ścięła mu głowy za pomaganie nam, tym gorszym robaczkom?
- Najwidoczniej nie. - Wzruszyła ramionami patrząc wymownie w stronę manekinów gdzie trenował teraz brazylijczyk.
Wszyscy wiedzieli, że jego darem jest walka i że mógłby bardzo pomóc z treningami, ale nikt nie miał ani ochoty ani odwagi prosić go o rady, ze względu na jego siostrę.
- Chodź, zobaczymy co da się zrobić z tym twoim mieczem. - Powiedziała Izzy i zabrały się do roboty.

*

- Ten miot jest jakiś słaby. - Stwierdził starzec siedzący w fotelu oglądając obraz na kamerach. - Poprzednie miały więcej butności. Były bardziej waleczne.
- Ten jest bardziej zżyty. - Odparła Olympia. - Dużo szybciej zachodzą pomiędzy nimi relacje i związki...
- Ale to akurat nam się nie przyda. - Przerwał jej ostro. - Potrzeba nam wojowników, nie bohaterów jakiś romansideł. - Zrobił przerwę bo wstrząsnął nim ciężki kaszel.
- Ojcze? - Zaniepokoiła się kobieta nachylając się nad nim, ale Deyan podniósł rękę w nakazującym geście. Po chwili znów wyprostował się w fotelu i kontynuował:
- Co kilkadziesiąt lat tworzymy nowy miot takich jak oni do wyższych celów. Oni nie mogą zawieść. - Dokończył stanowczo obserwując uważnie obraz z kamer, z sali treningowej.

*

Witam po przerwie! Wznawiam opowiadanie i zapraszam do zapoznania się z wszystkimi rozdziałami :p
Zobaczymy co z tego wyniknie :D

Pozdrawiam i życzę miłego czytania :D

piątek, 24 stycznia 2014

5. Kiedy wszystko staje się po prostu zwykłym dniem.

Dragan przez sen usłyszał dzwon. Pierwszy dzwon ozaczał, że zostało pół godziny do otwacia kuchni.
Z jękiem bliskim rozpaczy odrzucił kołdrę i ruszył do łazienki.
- Ches, już dzwoniło. - Powiedział mijając łóżko współlokatora. W odpowiedzi usłyszał jedynie niewyraźne mruknięcie.
Kiedy wychodził z łazienki zobaczył Chestera ubranego, ze zmieszaną miną, ale nie to go najbardziej zdziwiło. Obok stała Olympia.
- Jak się spało, Draganie? - Spytała ze swoim zwykłym, sztucznym uśmiechem.
*
- Poprostu masz złą technikę. - Tłumaczył Lucjan, nakładając sobie jajecznicy. - Machasz mieczem jak widelcem a nie o to chodzi.
- Wiem, ale on jest za ciężki. - Jęknęła Luci. - Poza tym, ja pracuję w biznesie turystycznym, nie jestem gladiatorem.
- To musisz dostosować ciężar broni. Powiedz o tym, któremuś z Braci.
- Trochę mnie przerażają. - Wyznała zerkając na stróżującego Hummela. Usiedli przy wspólnym stole.
- O to im wszystkim chodzi. - Wtrąciła się Shanon. - Przerażeni ludzie są potulniejsi.
- My nie jesteśmy do końca ludźmi, co nie? - Odparł Lucjan.
- Ale mamy ludzkie charaktery. - Wtrącił nieśmiało Jack.
- Wow, ty potrafisz mówić. - Lucjan udał zdziwienie. Jack opuścił głowę strapiony.
- Dajcie mu wszyscy spokój. - Warknęła siedząca niedaleko Roni. - W ten sposób na pewno nie wyjdzie z tej swojej skorupy.
- Może się w końcu wkurzy. - Zaśmiał się Lucjan.
Kilka siedzeń dalej Izzy martwiła się o Chestera.
- Oni nigdy nie spóźniają się na śniadania. - Powiedziała mając na myśli nieobecnego również Dragana.
- Daj spokój, może coś ich zatrzymało. - Odparł Theo spokojnym głosem.
- Na przykład Olympia? - Rzucił Taku patrząc wymownie na wejście do jadalni. Wszyscy się odwrócili.
Do pomieszczenia właśnie wchodziła dwójka spóźnionych w towarzystwie, dzisiaj eleganckiej, kobiety.
Rozmawiała z nimi mocno gestykulując.
- Rozawiają o nas. - Odezwał się Lucjan.
- Skąd wiesz? - Zdziwiła się Roni.
- Widzę. - Chłopak wzruszył ramionami. - A przynajmniej tak mi się wydaje.
Wtedy Dragan z Chesterem pokiwali głowami i ruszli ku stołowi.
- O czym rozmawialiście? - Zapytała od razu Roni. Chester spojrzał na nią krzywo znad prostokątnych okularów.
- A co ty taka ciekawska? - Zapytał.
- Z natury. - Uśmiechnęła się zuchwale.
Chłopak westchnął ciężko i odparł:
- Pytała o nas. O relacje między nami. Plotki.
- Była bardzo miła. - Dodał Dragan przeżuwając kanapkę.
- Widać ma dzisiaj ten dobry dzień. - Zauważyła Izzy.
- Tak, nawet wygląda na młodszą. - Pokiwał głową w zamyśleniu Chester.
- Myślicie, że to ma związek z tym Szefem? - Zapytał Lucjan.
Wieść o tajemniczym kierowniku tego wszystkiego rozeszła się w momencie gdy tydzień temu pod rezydencję podjechała czarna limuzyna. Stała tam do dzisiaj, ale nikt nie zauważył kto z niej wychodził.
Theo już chciał odpowiedzieć gdy nad nimi zmaterializował się Brat Hummel.
- Za dużo rozmawiacie przy jedzeniu. - Powiedział swoim niskim głosem. - Za karę wasz posiłek uważam za skończony.
- Nikt nam nie mówił, że nie wolno. - Oburzyła się Molly.
Kornelia chyba właśnie zrozumiała o co chodzi.
- To już się więcej nie powtórzy. - Powiedziała szybko z błyskiem w oku. - Chodźcie.
- Kori, co to było? - Zapytała zdziwiona Izzy przed jadalnią zatrzymując nerwową dziewczynę.
- Chodźcie do mnie do pokoju to pogadamy. - Odparła.
Chwilę potem w małym pokoju znalazło się dziesięć osób, Kornelia, rodzeństwo, Molly, Lukas, Taku, Dragan, Chester, Lucjan i Roni. Reszta została na śniadaniu.
- Nie uważacie, że to dziwne, że to zawsze Hummel odzywa się do nas poza pokojami ćwiczeń? - Zaczęła polka, czując na sobie spojrzenia zebranych. - To dzięki niemu unikneliśmy pierwszego dnia złości pani O. za szukanie jadalni, to on zdjął soczewki, to on pokazał nam pokój pierwszej pomocy...
- Sugerujesz, że jest po naszej stronie? - Wtrącił Theo.
- Na pewno jest bardziej przyjazny od rodzeństwa Mendosy. - Powiedział Dragan.
- Może to być zwykła taktyka. - Odezwał się Chester. - No wiecie, typu dobry i zły glina.
- Ale to czemu w takim razie powstrzymał nas przed mówieniem o Szefie przy Olympii? - Zapytała Kornelia.
- Bo nie powinniśmy o tym wiedzieć. - Odpowiedział Taku.
Wszyscy spojrzeli po sobie.
- Myślicie, że to jego fura stoi przed domem. - Stwierdził Lucjan.
- Ja myślę, że rozmawianie o tym facecie nie jest dobrym pomysłem. - Odparła Molly. - Daję dychę, że wszędzie w tym domu są podsłuchy.
W tym momencie drzwi pokoju się otworzyły i stanęła w nich Ana.
- Mamy się zebrać na apelu za dziesięć minut. - Powiedziała z zaniepokojoną miną.
*
- Skąd się znacie z Julią? - Zapytał Lucjan Sashę gdy byli w pokoju i szykowali się na apel.
- Ze szkoły. - Odparł chłopak podejrzliwie. - A co?
- Z ciekawości pytam. - Uśmiechnął się. Lucjan, mimo że nie potrafił użyć swojej mocy na ludziach tu sprowadzonych, to znał naturę ludzi na tyle dobrze, że wiedział, że za znajomością tych dwoje, kryje się coś więcej.
Ubrał swoją markową marynarkę i wygładził koszulę. Na apelu wszyscy mają być eleganccy i nienaganni.
*
- Ej, Leo! - Zawołał Raj widząc, że jego znajomy wychodzi z pokoju.
Włoch zaczął już wprowadzać swój plan robienia sobie z Raja sojusznika. Wynikało z tej znajomości dla niego wiele korzyści. Uwaga skupiała się na brazylijczyku, był przez niego osłaniany i poznawał bliżej Marię.
Leo nie ukrywał, że ta dziewczyna go fascynuje a ona nie ukrywała, że jej się to podoba...
- Co tam? - Spytał. Był ubrany w szary garnitur przez co jego jasna cera nabierała szlachetnego odcienia.
- Nic, po prostu chcę iść z tobą. - Odparł brazylijczyk.
*
Lukas wszedł do sali i od razu zaczął szukać wzrokiem Molly.
Stała w eleganckich spodniach i luźnej koszuli, razem z innymi dziewczynami.
Zrezygnował z pomysłu podejścia do nich i skierował się w stronę Dragana i Chestera, ale drogę zagrodziła mu Luci.
- Hej Lukas. - Zaszczebiotała.
- Hej, co tam? - Odparł bez zdziwienia. Już się przekonał, że ta dziewczyna potrafi być irytująca i oporna na ignorancję czy tępa na słowa sprzeciwu.
- Nic, szukam kogoś do towarzystwa. - Odparła i bez wdechu kontynuowała - Ostatnio chyba załapałam o co chodzi z tymi strzałkami...
Przestał słuchać i złapał rozbawione spojrzenie Molly. Rzucił jej spojrzenie mówiące "ratuj mnie" , ale tylko pokręciła z rozbawieniem głową i wróciła do rozmowy.
Lukas westchnął ciężko i zaczął słuchać Luci.
***

Witam po lekkiej przerwie!

W tym rozdziale wprowadziłam trochę pytań i naprowadziłam was trochę na strefę relacji między postaciowych. Mam nadzieję, że nie jest za nudno, ALE na następny szykuję bombę! :p

Jak się podobało? Macie już wyrobione opinie o postaciach?
A może macie jakieś uwagi do mnie, albo tchnicznie wam się coś nie podoba?

niedziela, 5 stycznia 2014

4. Kiedy zaczynają się spory.

*Tydzień później*
- Musisz go trzymać pewnie. - Raj tłumaczył Shanon jak trzymać miecz. - Całą dłonią.
- Ale on jest ciężki. - Jęknęła w odpowiedzi.
- Tak jak życie. - Odparł.
- Nie sądziłam, że stać cię na takie filozoficzne myśli, braciszku. - Podeszła do nich Maria z szyderczym uśmiechem.
- Potrafię zaskakiwać. - Odparł i zobaczył coś za plecami siostry. - Lepiej patrz na to.
Byli na sali treningowej gdzie codzinnie ćwiczyli kondycje, umiejętności i zwinność poprzez różnego rodzaju, często brutalne ćwiczenia.
Tym razem trafiło na niską i piegowatą Anę. Niemka od początku irytowała Marię, więc z uśmiechem patrzyła jak Brat Hummel prowadzi dziewczynę do osobnego pomieszczenia.
O ile pamiętała tam ćwiczyli posługiwanie się tarczą.
- Dalej nie rozumiem czemu uczą nas średniowiecznych metod walki. - Maria usłyszała jak Molly mówi to do Izzy i nie mogła się powstrzymać od komentarza.
- Zacofanie w sam raz dla ciebie.
- Nikt cię o zdanie nie pytał. - Odparła Izzy i pociągnęła rudowłosą poza zasięg argentynki.
- Jeśli dalej tak będzie robić, to umrze w samotności i potępieniu. - Skomentowała Kornelia podchodząc do dziewczyn i patrząc złośliwie na Marię.
Wtedy usłyszeli krzyk zza drzwi. Wszyscy obecni na sali się skrzywili.
Zapadła cisza i po chwili z sali wyszła Ana z poranioną twarzą.
- Idź się opatrz. - Nakazał Brat tonem nieznoszącym sprzeciwu. - A reszta do roboty.
*
Taku był w pokoju, który robił za pomieszczenie pierwszej pomocy. Opatrywał kostki na swojej prawej dłoni, które się paskudnie zdarły przy worku treningowym.
Gdy kończył, do pomieszczenia weszła Ana.
Od razu odwrócił wzrok, bo jej twarz była zakrwawiona a ona sama była bliska płaczu.
- Hej. - Powiedziała cicho, stłumionym głosem i podeszła do apteczki.
Japoczyk zauważył, że trzęsą jej się ręce przy wyjmowaniu odpowiednich rzeczy.
Westchnął głęboko i przejął od niej apteczkę.
- Zrobisz sobie jeszcze większą krzywdę. - Usprawiedliwił się.
- Dziękuję. - Odparła zaskoczonym tonem.
Ujął delikatnie jej twarz i obejrzał zadrapania.
- Nie są głębokie. - Powiedział uspokajająco. - Przemyję je tylko.
Ana obserwowała jak sprawnym ruchem namacza waciki i dotyka jej twarzy. Zdziwiła ją jego delikatność. Wydawał się taki zimny, surowy i bezuczuciowy a tu taka niespodzianka...
- Wiesz, że Izzy i Theo znają twojego ojca? - Wypaliła, sama nie wiedząc czemu. Od razu wiedziała, że popełniła błąd bo oczy chłopaka pociemniały.
- Mój ojciec jest wpływowym i ważnym człowiekiem. - Powiedział bezbarwnym tonem. - Dużo bogatych osób go zna.
- Nie mówiłam, że są bogaci. - Zdziwiła się.
- Takie rzeczy widać po ludziach. - Stwierdził. - Po tobie, na przykład, widać, że żyłaś beztrosko i szczęśliwie.
Zastanowiła się chwile i uśmiechnęła z wyższością.
- Gadasz głupoty. - Powiedziała. - Wiesz to dzięki swojemu darowi. A do tego mieszkasz w pokoju z Theo.
W odpowiedzi uśmiechnął się delikatnie, ale szczerze.
- Ocenę trafności tego stwierdzenia zostawię tobie. - Odparł i wyrzucił wacik. - Gotowe.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy. - Powiedział. Nie patrząc na nią i wyszedł z pokoju.
*
- Hej. - Lucjan chwycił Chestera za ramię. Blondyn odwrócił się zaskoczony.
- Coś się stało? - Zapytał.
- Jeszcze nic. - Oparł Lucjan. - Ja bym nie czuł się tu bezpieczny. I chciałbym, żebyś nie pomyślał o mnie jako troskliwym bohaterze, czy coś. Robię to by chronić własną skórę.
Mówiąc to dotknął nieosłoniętej skóry czytającego w myślach i pokazał mu czego się dowiedział dzięki swojemu darowi.
*
- Hej, Theo, musimy porozmawiać. - Chester wszedł do pokoju brytyjczyka. Tak jak się spodziewał była z nim siostra. - Cześć Izzy.
Przyszedł z tym do nich bo był pewnien, że będą wiedzieć co zrobić fantem jaki wszedł w jego posiadanie.
- A co się stało? - Theo zmarszczył brwi zaniepokojony.
- Chodzi o ten dom i jego właścicieli. - Zaczął Chester, ale przerwał bo z łazienki wyszedł Taku, owienięty w sam ręcznik. Chester zasępił się lekko widząc, że tylko on w tym ośrodku nie ma muskulatury. "No  może poza tym Okularnikiem." Pomyślał.
- Hej. - Powiedział do azjaty.
Taku w odpowiedzi tylko kiwnął głową.
- Mów dalej. - Poprosiła Izzy.
Chłopak spojrzał niepewnie na japończyka.
- Taku można zaufać. - Powiedział szybko Theo, niedokońca pewny czy ma racje.
- Dzięki, ale nie będę wam przeszkadzać. - Powiedział sztywno, ale z uśmiechem japończyk.
Ubrał się i wyszedł.
- No więc? - Ponaglił Theo.
- Wiem to od Lucjana. - Zaznaczył. - No wiecie, tego, który patrzy ludziom w oczy i wie o nich to co chce wiedzieć. - Rodzeństwo równocześnie kiwnęło głowami. - No więc, Olympia, jak i Bracia, noszą soczewki, w ochronie. Przed nim. Ale dzisiaj Hummel ich nie założył.
- Czemu? - Wtrąciła Izzy marszcząc brwi.
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Ale unikał wzroku Lucjana. Tylko trochę niedokładnie. Chłopak dowiedział się, że Olympia nie jest organizatorem tego wszystkiego. Głównego winowajcę nazywają "Szefem".
- Ale co w tym złego? - Zdziwił się Theo.
- Ani razu nam się nie pokazał. To po pierwsze. A po drugie Hummel się go bał. I to podobno bardzo. Chyba jest niebezpieczny.
- Czyli na pewno nie jest przyjemniaczkiem, co jest tutaj normalne. - Powiedziała Izzy.
- Na razie poczekajmy, może się kiedyś zjawi. - Zaproponował Theo. - I zatrzymajmy to na razie w tajemnicy bo nie ma sensu wzbudzać paniki.
*
- On ani trochę nie przypomina ojca. - Powiedziała Ana następnego dnia do Izzy, dyskretnie obserwując Taku.
- To dobrze. - Odparła zasapana Izzy, właśnie wróciła z zajęć walki wręcz. - Ale już ci to mówiłam wcześniej.
- Ale on wydaje się taki zimny... Poza tym, co innego usłyszeć a przekonać się samej. - Odparła.
- A kiedy ty się o tym przekonałaś? - Blondynka uniosła w zdziwieniu brwi.
- O czym się przekonałaś? - Wtrąciła Molly pojawiając się obok. Rude loki wysunęły się jej z kucyka powodując, że wyglądała jak Pipi. Tak bardzo jej niewinny wygląd kontrastował z jej charakterem...
- Że Taku jest w porządku. - Wyjaśniła Izzy i Molly przekręciła głowę w bok w geście zdziwienia.
Ana przewrciła oczami i wyjaśniła:
- Po prostu pomógł mi dzisiaj rano po tej akcji ze strzałkami. - Wyjaśniła.
- Znowu planują strzałki? - Jęknęła Kornelia podchodząc.
- Nie wiem... - Niemka podniosła ręce w geście bezradności. - Tak się rodzą plotki! Ale koniec dyskusji.
- Mrrr... czyżby Klucha pokazała pazurek? Stawiasz się? - Do ich małej grupki wbiła się Maria.
- Przynajmniej wie co i w jakiej ilości stawiać. - Odparła Molly a gdzieś rozległ się chichot.
- Zamknij się Pipi. Nie do ciebie mówiłam. - Czarnoskóra dziewczyna odcięła niezrażona.
Izzy chwyciła Molly za rękę w lekkiej obawie przed Bestią.
Słuchała ich już cała sala oczekując na rozwinięcie się sytuacji.
- Nazwij mnie tak jeszcze raz przerobię ci twarz w taki sposób, że nawet twój braciszek nie będzie chciał na ciebie patrzeć. - Warknęła rudowłosa ciskając z oczu gromy.
Maria cofnęła się o kroczek, ale pyszałkowaty uśmieszek znowu powrócił na jej twarz.
- Przy nich? - Ściszyła głos wskazując na Braci.
- Maria, daruj sobie. - Raj pociągnął siostrę za koszulkę. Szczerze, to Molly go przerażała, chociaż nigdy by się do tego nie przyznał.
- Ty się nie wtrącaj. - Prychnęła oburzona i zwróciła się do rudowłosej - A ty sobie uważaj.
Molly zrobiła się czerwona na twarzy a oczy jej pociemniały. Dłonie wykrzywiły się w pazury gotowe do sieczki.
Wtedy znikąd pojawił się Lucas i chwycił ją za ramię. Prawie natychmiast wróciła do normy.
- Zmiataj stąd. - Powiedział Theo stając obok siostry.
Wściekła (i przerażona) Maria odwróciła się na pięcie i odeszła prychając.
- Ona wam nie daruje. - Powiedział Raj wesoło i poszedł za siostrą.
Molly bez słowa wyszła z sali.
*
Lucas usłyszał ciche pukanie do drzwi. Lucjana nie było w pokoju, więc poszedł otworzyć.
W drzwiach stała Molly.
Chłopak powstrzymał uśmiech i bez słowa wpuścił dziewczynę do środka.
Usiadła na jego łóżku nerwowo ściskając dłonie.
Lucas dał jej czas na zebranie myśli.
- Dziękuję. - Powiedziała cicho. - Rozszarpałabym jej dzisiaj gardło. Gdyby nie ty. Dziękuję.
- Nie ma sprawy. - Odparł. - Dobrze się czuję gdy to co potrafię służy czemuś innemu niż niszczeniu mi życia.
Spojrzała na niego zdziwiona.
- To historia na inną okazję. - Powiedział szybko. Kiwnęła głową ze zrozumieniem. - A więc dasz sobie pomóc?
Po chwili kiwnęła głową.
***

Taa daaam! ;)

I jak się podoba?

Wyznam wam, że moją ulubioną postacią jest chyba Taku i chyba dlatego jest go tu tak dużo...
I Molly z Lucasem też lubię :D

A wy? Ktoś wam zapadł w pamięc? :)