piątek, 24 stycznia 2014

5. Kiedy wszystko staje się po prostu zwykłym dniem.

Dragan przez sen usłyszał dzwon. Pierwszy dzwon ozaczał, że zostało pół godziny do otwacia kuchni.
Z jękiem bliskim rozpaczy odrzucił kołdrę i ruszył do łazienki.
- Ches, już dzwoniło. - Powiedział mijając łóżko współlokatora. W odpowiedzi usłyszał jedynie niewyraźne mruknięcie.
Kiedy wychodził z łazienki zobaczył Chestera ubranego, ze zmieszaną miną, ale nie to go najbardziej zdziwiło. Obok stała Olympia.
- Jak się spało, Draganie? - Spytała ze swoim zwykłym, sztucznym uśmiechem.
*
- Poprostu masz złą technikę. - Tłumaczył Lucjan, nakładając sobie jajecznicy. - Machasz mieczem jak widelcem a nie o to chodzi.
- Wiem, ale on jest za ciężki. - Jęknęła Luci. - Poza tym, ja pracuję w biznesie turystycznym, nie jestem gladiatorem.
- To musisz dostosować ciężar broni. Powiedz o tym, któremuś z Braci.
- Trochę mnie przerażają. - Wyznała zerkając na stróżującego Hummela. Usiedli przy wspólnym stole.
- O to im wszystkim chodzi. - Wtrąciła się Shanon. - Przerażeni ludzie są potulniejsi.
- My nie jesteśmy do końca ludźmi, co nie? - Odparł Lucjan.
- Ale mamy ludzkie charaktery. - Wtrącił nieśmiało Jack.
- Wow, ty potrafisz mówić. - Lucjan udał zdziwienie. Jack opuścił głowę strapiony.
- Dajcie mu wszyscy spokój. - Warknęła siedząca niedaleko Roni. - W ten sposób na pewno nie wyjdzie z tej swojej skorupy.
- Może się w końcu wkurzy. - Zaśmiał się Lucjan.
Kilka siedzeń dalej Izzy martwiła się o Chestera.
- Oni nigdy nie spóźniają się na śniadania. - Powiedziała mając na myśli nieobecnego również Dragana.
- Daj spokój, może coś ich zatrzymało. - Odparł Theo spokojnym głosem.
- Na przykład Olympia? - Rzucił Taku patrząc wymownie na wejście do jadalni. Wszyscy się odwrócili.
Do pomieszczenia właśnie wchodziła dwójka spóźnionych w towarzystwie, dzisiaj eleganckiej, kobiety.
Rozmawiała z nimi mocno gestykulując.
- Rozawiają o nas. - Odezwał się Lucjan.
- Skąd wiesz? - Zdziwiła się Roni.
- Widzę. - Chłopak wzruszył ramionami. - A przynajmniej tak mi się wydaje.
Wtedy Dragan z Chesterem pokiwali głowami i ruszli ku stołowi.
- O czym rozmawialiście? - Zapytała od razu Roni. Chester spojrzał na nią krzywo znad prostokątnych okularów.
- A co ty taka ciekawska? - Zapytał.
- Z natury. - Uśmiechnęła się zuchwale.
Chłopak westchnął ciężko i odparł:
- Pytała o nas. O relacje między nami. Plotki.
- Była bardzo miła. - Dodał Dragan przeżuwając kanapkę.
- Widać ma dzisiaj ten dobry dzień. - Zauważyła Izzy.
- Tak, nawet wygląda na młodszą. - Pokiwał głową w zamyśleniu Chester.
- Myślicie, że to ma związek z tym Szefem? - Zapytał Lucjan.
Wieść o tajemniczym kierowniku tego wszystkiego rozeszła się w momencie gdy tydzień temu pod rezydencję podjechała czarna limuzyna. Stała tam do dzisiaj, ale nikt nie zauważył kto z niej wychodził.
Theo już chciał odpowiedzieć gdy nad nimi zmaterializował się Brat Hummel.
- Za dużo rozmawiacie przy jedzeniu. - Powiedział swoim niskim głosem. - Za karę wasz posiłek uważam za skończony.
- Nikt nam nie mówił, że nie wolno. - Oburzyła się Molly.
Kornelia chyba właśnie zrozumiała o co chodzi.
- To już się więcej nie powtórzy. - Powiedziała szybko z błyskiem w oku. - Chodźcie.
- Kori, co to było? - Zapytała zdziwiona Izzy przed jadalnią zatrzymując nerwową dziewczynę.
- Chodźcie do mnie do pokoju to pogadamy. - Odparła.
Chwilę potem w małym pokoju znalazło się dziesięć osób, Kornelia, rodzeństwo, Molly, Lukas, Taku, Dragan, Chester, Lucjan i Roni. Reszta została na śniadaniu.
- Nie uważacie, że to dziwne, że to zawsze Hummel odzywa się do nas poza pokojami ćwiczeń? - Zaczęła polka, czując na sobie spojrzenia zebranych. - To dzięki niemu unikneliśmy pierwszego dnia złości pani O. za szukanie jadalni, to on zdjął soczewki, to on pokazał nam pokój pierwszej pomocy...
- Sugerujesz, że jest po naszej stronie? - Wtrącił Theo.
- Na pewno jest bardziej przyjazny od rodzeństwa Mendosy. - Powiedział Dragan.
- Może to być zwykła taktyka. - Odezwał się Chester. - No wiecie, typu dobry i zły glina.
- Ale to czemu w takim razie powstrzymał nas przed mówieniem o Szefie przy Olympii? - Zapytała Kornelia.
- Bo nie powinniśmy o tym wiedzieć. - Odpowiedział Taku.
Wszyscy spojrzeli po sobie.
- Myślicie, że to jego fura stoi przed domem. - Stwierdził Lucjan.
- Ja myślę, że rozmawianie o tym facecie nie jest dobrym pomysłem. - Odparła Molly. - Daję dychę, że wszędzie w tym domu są podsłuchy.
W tym momencie drzwi pokoju się otworzyły i stanęła w nich Ana.
- Mamy się zebrać na apelu za dziesięć minut. - Powiedziała z zaniepokojoną miną.
*
- Skąd się znacie z Julią? - Zapytał Lucjan Sashę gdy byli w pokoju i szykowali się na apel.
- Ze szkoły. - Odparł chłopak podejrzliwie. - A co?
- Z ciekawości pytam. - Uśmiechnął się. Lucjan, mimo że nie potrafił użyć swojej mocy na ludziach tu sprowadzonych, to znał naturę ludzi na tyle dobrze, że wiedział, że za znajomością tych dwoje, kryje się coś więcej.
Ubrał swoją markową marynarkę i wygładził koszulę. Na apelu wszyscy mają być eleganccy i nienaganni.
*
- Ej, Leo! - Zawołał Raj widząc, że jego znajomy wychodzi z pokoju.
Włoch zaczął już wprowadzać swój plan robienia sobie z Raja sojusznika. Wynikało z tej znajomości dla niego wiele korzyści. Uwaga skupiała się na brazylijczyku, był przez niego osłaniany i poznawał bliżej Marię.
Leo nie ukrywał, że ta dziewczyna go fascynuje a ona nie ukrywała, że jej się to podoba...
- Co tam? - Spytał. Był ubrany w szary garnitur przez co jego jasna cera nabierała szlachetnego odcienia.
- Nic, po prostu chcę iść z tobą. - Odparł brazylijczyk.
*
Lukas wszedł do sali i od razu zaczął szukać wzrokiem Molly.
Stała w eleganckich spodniach i luźnej koszuli, razem z innymi dziewczynami.
Zrezygnował z pomysłu podejścia do nich i skierował się w stronę Dragana i Chestera, ale drogę zagrodziła mu Luci.
- Hej Lukas. - Zaszczebiotała.
- Hej, co tam? - Odparł bez zdziwienia. Już się przekonał, że ta dziewczyna potrafi być irytująca i oporna na ignorancję czy tępa na słowa sprzeciwu.
- Nic, szukam kogoś do towarzystwa. - Odparła i bez wdechu kontynuowała - Ostatnio chyba załapałam o co chodzi z tymi strzałkami...
Przestał słuchać i złapał rozbawione spojrzenie Molly. Rzucił jej spojrzenie mówiące "ratuj mnie" , ale tylko pokręciła z rozbawieniem głową i wróciła do rozmowy.
Lukas westchnął ciężko i zaczął słuchać Luci.
***

Witam po lekkiej przerwie!

W tym rozdziale wprowadziłam trochę pytań i naprowadziłam was trochę na strefę relacji między postaciowych. Mam nadzieję, że nie jest za nudno, ALE na następny szykuję bombę! :p

Jak się podobało? Macie już wyrobione opinie o postaciach?
A może macie jakieś uwagi do mnie, albo tchnicznie wam się coś nie podoba?

niedziela, 5 stycznia 2014

4. Kiedy zaczynają się spory.

*Tydzień później*
- Musisz go trzymać pewnie. - Raj tłumaczył Shanon jak trzymać miecz. - Całą dłonią.
- Ale on jest ciężki. - Jęknęła w odpowiedzi.
- Tak jak życie. - Odparł.
- Nie sądziłam, że stać cię na takie filozoficzne myśli, braciszku. - Podeszła do nich Maria z szyderczym uśmiechem.
- Potrafię zaskakiwać. - Odparł i zobaczył coś za plecami siostry. - Lepiej patrz na to.
Byli na sali treningowej gdzie codzinnie ćwiczyli kondycje, umiejętności i zwinność poprzez różnego rodzaju, często brutalne ćwiczenia.
Tym razem trafiło na niską i piegowatą Anę. Niemka od początku irytowała Marię, więc z uśmiechem patrzyła jak Brat Hummel prowadzi dziewczynę do osobnego pomieszczenia.
O ile pamiętała tam ćwiczyli posługiwanie się tarczą.
- Dalej nie rozumiem czemu uczą nas średniowiecznych metod walki. - Maria usłyszała jak Molly mówi to do Izzy i nie mogła się powstrzymać od komentarza.
- Zacofanie w sam raz dla ciebie.
- Nikt cię o zdanie nie pytał. - Odparła Izzy i pociągnęła rudowłosą poza zasięg argentynki.
- Jeśli dalej tak będzie robić, to umrze w samotności i potępieniu. - Skomentowała Kornelia podchodząc do dziewczyn i patrząc złośliwie na Marię.
Wtedy usłyszeli krzyk zza drzwi. Wszyscy obecni na sali się skrzywili.
Zapadła cisza i po chwili z sali wyszła Ana z poranioną twarzą.
- Idź się opatrz. - Nakazał Brat tonem nieznoszącym sprzeciwu. - A reszta do roboty.
*
Taku był w pokoju, który robił za pomieszczenie pierwszej pomocy. Opatrywał kostki na swojej prawej dłoni, które się paskudnie zdarły przy worku treningowym.
Gdy kończył, do pomieszczenia weszła Ana.
Od razu odwrócił wzrok, bo jej twarz była zakrwawiona a ona sama była bliska płaczu.
- Hej. - Powiedziała cicho, stłumionym głosem i podeszła do apteczki.
Japoczyk zauważył, że trzęsą jej się ręce przy wyjmowaniu odpowiednich rzeczy.
Westchnął głęboko i przejął od niej apteczkę.
- Zrobisz sobie jeszcze większą krzywdę. - Usprawiedliwił się.
- Dziękuję. - Odparła zaskoczonym tonem.
Ujął delikatnie jej twarz i obejrzał zadrapania.
- Nie są głębokie. - Powiedział uspokajająco. - Przemyję je tylko.
Ana obserwowała jak sprawnym ruchem namacza waciki i dotyka jej twarzy. Zdziwiła ją jego delikatność. Wydawał się taki zimny, surowy i bezuczuciowy a tu taka niespodzianka...
- Wiesz, że Izzy i Theo znają twojego ojca? - Wypaliła, sama nie wiedząc czemu. Od razu wiedziała, że popełniła błąd bo oczy chłopaka pociemniały.
- Mój ojciec jest wpływowym i ważnym człowiekiem. - Powiedział bezbarwnym tonem. - Dużo bogatych osób go zna.
- Nie mówiłam, że są bogaci. - Zdziwiła się.
- Takie rzeczy widać po ludziach. - Stwierdził. - Po tobie, na przykład, widać, że żyłaś beztrosko i szczęśliwie.
Zastanowiła się chwile i uśmiechnęła z wyższością.
- Gadasz głupoty. - Powiedziała. - Wiesz to dzięki swojemu darowi. A do tego mieszkasz w pokoju z Theo.
W odpowiedzi uśmiechnął się delikatnie, ale szczerze.
- Ocenę trafności tego stwierdzenia zostawię tobie. - Odparł i wyrzucił wacik. - Gotowe.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się.
- Nie ma sprawy. - Powiedział. Nie patrząc na nią i wyszedł z pokoju.
*
- Hej. - Lucjan chwycił Chestera za ramię. Blondyn odwrócił się zaskoczony.
- Coś się stało? - Zapytał.
- Jeszcze nic. - Oparł Lucjan. - Ja bym nie czuł się tu bezpieczny. I chciałbym, żebyś nie pomyślał o mnie jako troskliwym bohaterze, czy coś. Robię to by chronić własną skórę.
Mówiąc to dotknął nieosłoniętej skóry czytającego w myślach i pokazał mu czego się dowiedział dzięki swojemu darowi.
*
- Hej, Theo, musimy porozmawiać. - Chester wszedł do pokoju brytyjczyka. Tak jak się spodziewał była z nim siostra. - Cześć Izzy.
Przyszedł z tym do nich bo był pewnien, że będą wiedzieć co zrobić fantem jaki wszedł w jego posiadanie.
- A co się stało? - Theo zmarszczył brwi zaniepokojony.
- Chodzi o ten dom i jego właścicieli. - Zaczął Chester, ale przerwał bo z łazienki wyszedł Taku, owienięty w sam ręcznik. Chester zasępił się lekko widząc, że tylko on w tym ośrodku nie ma muskulatury. "No  może poza tym Okularnikiem." Pomyślał.
- Hej. - Powiedział do azjaty.
Taku w odpowiedzi tylko kiwnął głową.
- Mów dalej. - Poprosiła Izzy.
Chłopak spojrzał niepewnie na japończyka.
- Taku można zaufać. - Powiedział szybko Theo, niedokońca pewny czy ma racje.
- Dzięki, ale nie będę wam przeszkadzać. - Powiedział sztywno, ale z uśmiechem japończyk.
Ubrał się i wyszedł.
- No więc? - Ponaglił Theo.
- Wiem to od Lucjana. - Zaznaczył. - No wiecie, tego, który patrzy ludziom w oczy i wie o nich to co chce wiedzieć. - Rodzeństwo równocześnie kiwnęło głowami. - No więc, Olympia, jak i Bracia, noszą soczewki, w ochronie. Przed nim. Ale dzisiaj Hummel ich nie założył.
- Czemu? - Wtrąciła Izzy marszcząc brwi.
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Ale unikał wzroku Lucjana. Tylko trochę niedokładnie. Chłopak dowiedział się, że Olympia nie jest organizatorem tego wszystkiego. Głównego winowajcę nazywają "Szefem".
- Ale co w tym złego? - Zdziwił się Theo.
- Ani razu nam się nie pokazał. To po pierwsze. A po drugie Hummel się go bał. I to podobno bardzo. Chyba jest niebezpieczny.
- Czyli na pewno nie jest przyjemniaczkiem, co jest tutaj normalne. - Powiedziała Izzy.
- Na razie poczekajmy, może się kiedyś zjawi. - Zaproponował Theo. - I zatrzymajmy to na razie w tajemnicy bo nie ma sensu wzbudzać paniki.
*
- On ani trochę nie przypomina ojca. - Powiedziała Ana następnego dnia do Izzy, dyskretnie obserwując Taku.
- To dobrze. - Odparła zasapana Izzy, właśnie wróciła z zajęć walki wręcz. - Ale już ci to mówiłam wcześniej.
- Ale on wydaje się taki zimny... Poza tym, co innego usłyszeć a przekonać się samej. - Odparła.
- A kiedy ty się o tym przekonałaś? - Blondynka uniosła w zdziwieniu brwi.
- O czym się przekonałaś? - Wtrąciła Molly pojawiając się obok. Rude loki wysunęły się jej z kucyka powodując, że wyglądała jak Pipi. Tak bardzo jej niewinny wygląd kontrastował z jej charakterem...
- Że Taku jest w porządku. - Wyjaśniła Izzy i Molly przekręciła głowę w bok w geście zdziwienia.
Ana przewrciła oczami i wyjaśniła:
- Po prostu pomógł mi dzisiaj rano po tej akcji ze strzałkami. - Wyjaśniła.
- Znowu planują strzałki? - Jęknęła Kornelia podchodząc.
- Nie wiem... - Niemka podniosła ręce w geście bezradności. - Tak się rodzą plotki! Ale koniec dyskusji.
- Mrrr... czyżby Klucha pokazała pazurek? Stawiasz się? - Do ich małej grupki wbiła się Maria.
- Przynajmniej wie co i w jakiej ilości stawiać. - Odparła Molly a gdzieś rozległ się chichot.
- Zamknij się Pipi. Nie do ciebie mówiłam. - Czarnoskóra dziewczyna odcięła niezrażona.
Izzy chwyciła Molly za rękę w lekkiej obawie przed Bestią.
Słuchała ich już cała sala oczekując na rozwinięcie się sytuacji.
- Nazwij mnie tak jeszcze raz przerobię ci twarz w taki sposób, że nawet twój braciszek nie będzie chciał na ciebie patrzeć. - Warknęła rudowłosa ciskając z oczu gromy.
Maria cofnęła się o kroczek, ale pyszałkowaty uśmieszek znowu powrócił na jej twarz.
- Przy nich? - Ściszyła głos wskazując na Braci.
- Maria, daruj sobie. - Raj pociągnął siostrę za koszulkę. Szczerze, to Molly go przerażała, chociaż nigdy by się do tego nie przyznał.
- Ty się nie wtrącaj. - Prychnęła oburzona i zwróciła się do rudowłosej - A ty sobie uważaj.
Molly zrobiła się czerwona na twarzy a oczy jej pociemniały. Dłonie wykrzywiły się w pazury gotowe do sieczki.
Wtedy znikąd pojawił się Lucas i chwycił ją za ramię. Prawie natychmiast wróciła do normy.
- Zmiataj stąd. - Powiedział Theo stając obok siostry.
Wściekła (i przerażona) Maria odwróciła się na pięcie i odeszła prychając.
- Ona wam nie daruje. - Powiedział Raj wesoło i poszedł za siostrą.
Molly bez słowa wyszła z sali.
*
Lucas usłyszał ciche pukanie do drzwi. Lucjana nie było w pokoju, więc poszedł otworzyć.
W drzwiach stała Molly.
Chłopak powstrzymał uśmiech i bez słowa wpuścił dziewczynę do środka.
Usiadła na jego łóżku nerwowo ściskając dłonie.
Lucas dał jej czas na zebranie myśli.
- Dziękuję. - Powiedziała cicho. - Rozszarpałabym jej dzisiaj gardło. Gdyby nie ty. Dziękuję.
- Nie ma sprawy. - Odparł. - Dobrze się czuję gdy to co potrafię służy czemuś innemu niż niszczeniu mi życia.
Spojrzała na niego zdziwiona.
- To historia na inną okazję. - Powiedział szybko. Kiwnęła głową ze zrozumieniem. - A więc dasz sobie pomóc?
Po chwili kiwnęła głową.
***

Taa daaam! ;)

I jak się podoba?

Wyznam wam, że moją ulubioną postacią jest chyba Taku i chyba dlatego jest go tu tak dużo...
I Molly z Lucasem też lubię :D

A wy? Ktoś wam zapadł w pamięc? :)