sobota, 14 grudnia 2013

1. Kiedy wszystko się zaczyna.

- Witam wszystkich zebranych. - Kobieta stojąca na środku sali była niziutka, jej srebrne włosy spięty były w elegancki kok a ubrana była w ciasną, ciemną spódnicę i czarny żakiecik do kompletu. - Jestem bardzo rada, że wszyscy dotarli na czas.
"Bardzo rada." Przedrzeźniła ją w myślach Maria. "Kto tak dzisiaj mówi?"
- Cele wasze są różne: chęć zmiany, przejęcia kontroli, wprowadzenie świeżości do swojego życia, ucieczka lub ciekawość. - Mówiła głosem pełnym emocji do małego tłumu zebranego tuż przed nią, składającego się z dziewiętnastu, młodych osób. Miała dziwny, wschodni akcent. - Tylko część osiągnie swój cel. Możliwe, że ktoś już to zrobił, przybywając tutaj. Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę z tego, że zostaliście specjalnie dobrani. Grupa, której częścią jesteście jest bardzo wyjątkowa. Relacje między wami będą bardzo ścisłe. Będzie zawierać przyjaźnie, będziecie się nienawidzić i kochać. Nikt nie będzie nikomu o obojętny, to mogę gwarantować.- Zrobiła krótką przerwę po czym dodała - Może trochę organizacyjnych spraw? - Zapytała nie oczekując odpowiedzi, z szerokim uśmiechem.
- Trzeba na nią uważać. - Szepnęła Izzy do brata a on kiwnął głową, całkowicie się z nią zgadzając.
"Jest taka sztuczna." Myślał. "Coś tu jest nie tak."
- Nazywam się Olympia i tak macie się do mnie zwracać. Pozwolę sobie przedstawić swoich współpracowników, niektórych na pewno znacie. - Omiotła salę rozradowanym spojrzeniem i ciągnęła dalej wskazując na wysokiego i postawnego, łysego mężczyznę w czarnym, eleganckim garniturze i trzech innych, z włosami, ale łudząco do siebie podobnych. - Pan Karowsky, Hudson, Hummel i Shouster. Możecie nazywać ich Braćmi. Będą was pilnować.
Po sali przeszedł cichutki szmer.
- Coś się nie zgadza? - Zapytała kobieta.
- Pilnować przed czym? - Odezwał się chłopak w dużych okularach i aparacie  na zęby, Jack.
- Ojej, przed wami samymi. - Zaśmiała się sztucznie i lekko histerycznie.
- Daliśmy się zamknąć w domu wariatów. - Szepnął Chester do swojej towarzyszki, Shanon, na co ona kiwnęła skwapliwie głową. Izzy popatrzyła na nich i w duchu obiecała sobie, żeby zdanie tego chłopaka brać pod uwagę.
- Dalej. - Ciągnęła. - Zostaniecie przydzieli do pokojów dwu, lub trzyosobowych w sposób alfabetyczny. W pokoju czekają na was małe upominki i dopiero od jutra zaczniemy żmudną pracę nad wami i waszymi umiejętnościami. - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Jeśli ktoś przybywając tu liczył na urlop to się dalece zawiedzie. Czeka was tu dużo pracy, łez, potu, krwi i wyrzeczeń. To nie są wakacje a ciężka praca. - W ostatnim zdaniu zabrzmiała twarda nuta, ale kobieta zaraz się uśmiechnęła i dodała - Proszę się skierować do tego korytarza i poszukać drzwi z waszym imieniem. Widzimy się w tym miejscu, jutro o 7, o poranku.
Po tych słowach uśmiechnęła się jeszcze szerzej i wyszła.
Wszyscy popatrzyli po sobie zmieszani.
- Świat do odważnych należy. - Powiedział w końcu Lucjan i wszedł jako w pierwszy w ciemny korytarz.
*
- Nie jest tak źle. - Opowiadała Izzy siedząc na łóżku brata. Jego współlokator gdzieś wyszedł, więc nie miała okazji go poznać. - Ana, moja współlokatorka, sprawia wrażenie jakby bała się świata, ale jest miła.
- Jest źle, bo mamy osobne pokoje. - Prychnął Theo. Nie tak miał wyglądać wyjazd z jego siostrą. Miał się nią opiekować a teraz nawet nie mógł jej widywać tak często jakby chciał...
- Przeżyjemy. - Szatynka uśmiechnęła się, w jej oczach błyskały ogniki podniecenia. - Ale wiesz co, głodna jestem. Poszukajmy kuchni.
Jej bliźniak niechętnie zgodził się na prośbę.
"Jeszcze mi tego brakuje, żebyśmy mieli przesrane przez kolację..." Pomyślał.
*
- To chyba jakiś żart. - Rajmundo mruknął pod nosem patrząc na leżące na łóżku, z jego imieniem, lusterko. Na jego odwrocie było napisane: "Żebyś mógł zakochać się w sobie od nowa."
- Jestem Lucas. - Usłyszał niepewny głos za plecami. Odwrócił się i spojrzał na chłopaka, który stał niepewnie w drzwiach.
Wysoki, chudy, z patykowatymi rękami i nogami. Niepewna postawa i przestraszony wzrok nie zachęcały do poznania.
"To musi być żart..." Pomyślał zdegustowany. "Pewnie Maria trafiła na supermodelkę. Ja na ćwoka. Oczywiście."
*
W rzeczywistości jego siostra nie miała tak pieknie.
- Bo wiesz, ja przekazuję myśli dotykiem. - Trajkotała jej współlokatorka, Luci. Maria już poczuła, że jej nienawidzi. - Co w sumie bywa przydatne, ale wszystkiego są minusy...
Gadała bez przerwy od kiedy weszła do pokoju.
- Możesz się zamknąć?! - Warknęła w końcu. - Jeśli myślisz, że podróż tutaj z Brazylii jest lekka i przyjemna to się mylisz. Boli mnie głowa, więc zamknij już twarz.
Zaskoczona dziewczyna wytrzeszczyła oczy. Wydawałoby się, że przejęła się tonem współlokatorki i Maria już była z siebie dumna, gdy Luci powiedziała:
- Jesteś z Brazylii? Ale genialnie! Ja zawsze chciałam tam pojechać, ale rodzice nie mają pieniędzy...
- Daj mi siłę. - Westchnęła teatralnie, dotykając wisiorka Matki Boskiej.
*
Molly siedziała na szerokim parapecie na korytarzu. Z okna widać było ogromny ogród, a jeśli człowiek potrafił patrzeć, widać było też ciężkie ogrodzenia, nie wyglądające przyjaźnie...
"Już mi się tu nie podoba." Pomyślała dziewczyna. "Za dużo ludzi."
Jakby na potwierdzenie jej myśli podeszło do niej rodzeństwo.
"Są identyczni." Zdziwiła się. "I są tacy piękni..."
- Hej, jestem Izzy. - Przedstawiła się dziewczyna. Nie wyciągnęła ręki, ale uśmiechnęła się przyjaźnie.
Molly przyjrzała się dziewczynie: wysokie buty na lekkim obcasie wyglądały na drogie. Do tego jeansy ładnie opinające długie nogi i elegancka garsonka.
Opanowała chęć skrzywienia się. Nie lubiła bogatych i eleganckich ludzi.
"Pewnie są strasznie nadęci..."
- Molly, miło mi. - Skłamała uśmiechając si sztucznie, wyciągając rękę do szatynki.
Jej brat drgnął zaniepokojony. Nie umknęło to dziewczynie, schowała rękę, ale nie powstrzymała komentarza:
- Jestem z Bostonu, nie mam domu, ale to nie oznacza, że przenoszę biedę dotykiem.
- Nie o to chodzi. - Powiedział od razu przepraszająco. - Słyszałem co ludzie tutaj potrafią zrobić drugiemu człowiekowi zwykłym dotknięciem. Przepraszam, jeśli cię to uraziło.
- Nieważne. - Zbagatelizowała przyjmując przeprosiny.
- Wiesz gdzie jest kuchnia? - Zapytała Izzy.
*
Po niedługim czasie bliźnięta uzbierały całkiem sporą grupę głodnych ludzi, szukających jedzenia.
- Myślicie, że możemy tu tak myszkować? - Zapytała przestraszona Ana.
Kornelia zwróciła uwagę na jej niemiecki akcent, poczuła, że jej sympatia do niemki maleje. Jako polka po prostu miała do jej kraju uraz...
- W razie czego Olympia nas upomni. - Odparła niepewnie na jej pytanie. - Pierwsza wpadka zawsze jest łagodnie rozpatrzana.
- Nie tutaj. - Usłyszeli głęboki, męski głos. Część obecnych wzdrygnęła się przestraszona.
- Pan jest... - Zaczęła Molly nie potrafiąc sobie przypomnieć imienia Brata, który objawił się zgromadzonym.
- Hummel. - Odpowiedział. - A kuchnia jest w 4 segmencie. Możecie z niej korzystać tylko od czasu dzwonu do podwójnego dzwonu. Dzisiejsza pora posiłków już minęła.
- Ale ja jestem głodna. - Jęknęła Izzy.
"Od razu widać kto tu miał szkołę przetrwania." Prychnęła w myślach Molly. Zaraz potem zaburczało jej w brzuchu i pożałowała dziewczyny. "Zero przygotowania..."
*
- Spóźnienie! - Usłyszał zaraz po wejściu do holu Lukas, który nie usłyszał budzika i zaliczył kilka minut opóźnienia.
Oskarżenie usłyszał od Olypii, która dzisiaj nie była już taka elegancka, uśmiechnięta i tryskająca energią. Ubrana była w firmowy dres a jej oczy zrobiły się ciemne, nie były już takie jasne i radoane jak wczoraj...
- Tym razem ci daruję, ale każde następne spóźnienie będzie surowo karane. - Powiedziała twardo. - Dzisiaj zrobimy testy fizyczne, psychiczne i merytoryczne.
Rozległy się pojedyncze jęki, ale część uśmiechnęła się z wyższością.
"Będzie można zaimponować tej seksownej bliźniaczce." Pomyślał Rajmundo przyglądając się Izzy z daleka. Był typem zdobywcy a taki łup byłby godny pochwały.
- Cały sprzęt elektroniczny zostawić w koszu. - Wskazała na duży, wiklinowy kosz obok jej nogi. - Oddacie je przy wejściu do sali i zwrócimy je na koniec szkolenia. - Ciągnęła Olympia. - Każdy złapany na nie oddaniu sprzętu zostanie surowo ukarany.
Taku skrzywił się zniesmaczony. Sposób wypowiadania się tej kobiety za bardzo przypominał mu jego surowego ojca.
"Surowo ukarany." Powtórzył w myślach. "Tak, to jego styl." Nagle zapragnął wrócić do Tokio...
- Zapraszam alfabetycznie wg. imion. - Powiedziała Olympia. - Ana Schwarz.

~~~

Przepraszam, że tak długo :c
Miałam już ten rozdział napisany, ale ktoś do mnie zadzwonił i wszystko się skasowało :c Być może wiecie jak to jest pisać coś po raz drugi :c

I jak wam się podoba?

Rozpisałam sobie wszystkie postacie, kto z kim się będzie lubił, nienawidził i kochał, bo takie historie też planuję :)

Dziękuję za każdy komentarz i każdą opinię ;*

3 komentarze:

  1. No, no, coś się zaczyna dziać powoli. I jak podejrzewam, wszyscy ściągnięci inaczej sobie pewnie wyobrażali to miejsce. Tak samo i ja! A tu nagle tak ostro i aż mnie odepchnęło. Ale tamci to muszą na własnej skórze przeżyć. Czuję, że będzie jeszcze gorzej niż się wydaje.
    Pozdrawiam. ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne! Choć trochę inaczej to sobie wyobrazalam!
    Tylko taka rada, zrob osobna rubrykę z bohaterami, kto czym sie zajmuje:)
    Powodzenia!
    Alex :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny, podoba mi się, że paru bohaterów występuję w rozdziale :)
    Pozdrawiam S. =)

    OdpowiedzUsuń