- Kółko zapoznawcze? - Zdziwił się Raj i prychnął prześmiewczo. - Jak w podstawówce?
- Oj, weź. - Jęknęła z rozbawieniem Izzzy stojąca w drzwiach. Theo stał za jej plecami z naburmuszoną miną. Nie lubił brazylijczyka i nie był zadowolony z tego, że jego siostra zapraszała go na te przeklęte kółko. Nie podobał mu się też sposób w jaki odnosił się do Iz. - Nie wiadomo ile będziemy tu siedzieć, warto się poznać. Poza tym Olympia kazała przyjśc. Ja miałam tylko przekazać wiadomość.
- No dobra. - Mruknął w odpowiedzi.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i wyszła. Raj poczuł, że ma ją w kieszeni.
*
- Tu jest jak w więzieniu. - Narzekał Sasha. - Godziny posiłków i snu, cały czas jesteśmy monitorowani i mamy spacerniak! A do tego te kraty w oknach...
- Trochę za dużo narzekasz. - Stwierdziła Julia, chociaż w głębi duszy się z nim zgadzała. Nie czuła się najlepiej w murach tego małego pałacyku.
- Nie narzekam, tylko mówię prawdę. - Odparł z lekkim uśmiechem.
Wtedy do pokoju weszła lokatorka Julii, Kornelia. Spojrzała na nich niepewnie i zapytała:
- Nie przeszkadzam?
- Nie, no co ty. - Odparła niepewnie francuska.
- To dobrze. - Polka uśmiechnęła się do chłopaka siedzącego obok dziewczyny. - Idziecie na kółko zapoznawcze? Podobno Olympia powiedziała, że nie wszyscy muszą przyjść.
Spojrzeli po sobie niepewnie.
- Jeszcze nie jesteśmy pewni. - Odparł Sasha.
- Chodźcie, chyba warto się poznać. - Nalegała.
- Dobra. - Odezwała się, nagle, pewnie Julia. Sasha spojrzał na nią zdziwiony.
- Tak? - Zapytał.
- No, przynajmniej ja. - Dodała.
- No to super! - Blondynka uśmiechnęła się szeroko i szczerze. Zabrała z torby sweter i wyszła.
- Naprawdę? - Sasha dalej był zdziwiony. Poznał już Julię na tyle, żeby wiedzieć, że nie lubi towarzystwa ludzi, woli samotność lub niewidzialność.
- Naprawdę. - Zaśmiała się cicho.
*
Taku spojrzał na rękawiczki.
Długie do łokci, czarne, eleganckie rękawiczki z materiału, którego japończyk nie znał.
Leżały na jego łóżku, gdy przyszedł.
Nastawiony był do nich sceptycznie. Zresztą, jak do wszystkiego tutaj.
- Włóż. - Usłyszał głos współlokatora, który wyszedł właśnie z łazienki. Miał mokre włosy i był bez koszulki. Niedawno przyszedł do pokoju, bo cały czas się gdzieś szwęda ze swoją siostrą.. - Nie dowiesz się czy działają, do czasu aż ich nie wypróbujesz.
- Doceniam twoją troskę, Theo, ale to moja decyzja. - Odparł bezpłciowo.
- Dobra. - Chłopak wzruszył ramionami. Założył koszulkę i usiadł na swoim łóżku. Widać było, że chce coś powiedzieć, ale coś go powstrzymuje.
- Wyduś to z siebie. - Powiedział lekko Taku.
- Chodzi o to, że jesteś Takei, prawda?
- No tak. - Odparł japoczyk przeczuwając dalszy ciąg rozmowy.
- Poznaliśmy z Izzy twojego ojca i brata. - Powiedział. - Nawet byliśmy w twoim domu, ale nie wiedzieliśmy, że ma jeszcze jednego syna.
- Ojciec do pewnego czasu bardzo się mnie wstydził. - Odparł mając nadzieję, że to wystarczy.
I widać wystarczyło bo Theo zajął się sznurowaniem butów.
Taku poczuł do niego sympatię.
Jego wzrok powędrował na rekawiczki. Westchnął ciężko i zaczął je zakładać.
*
- Witajcie! - Olympia znowu była kobietą z pierwszego ich spotkania. Elegancka, uśmiechnięta. Maria mogłaby przysiąc, że ma nawet mniej zmarszczek na twarzy. - Postanowiłam przesunąć testy merytoryczne i fizyczne na wieczór. Nie musicie dziękować. - Zaśmiała się sztucznie.
Nie widząc reakcji ze strony zebranych na chwilę straciła rezon, ale zaraz znowu się umiechnęła.
- Zrobimy taką zabawę jak w szkole? Każdy powie coś o sobie.
- Mogę coś powiedzieć? - Odezwał się Chester.
- Nie teraz. - Odparła Olympia nawet na niego nie patrząc.
- Myślę, że jednak teraz. - Lucjan go poparł.
Tym razem kobieta spojrzała na niego. W oczach miała furię.
- Powiedziałam nie teraz. - Jej głos był cichy i szarpany. - Mi się nie przerywa, nie wcina w słowo i nie sprzeciwia, jasne?
Chłopak speszył się i ucichł.
- No i poprawnie. - Odparła kobieta widząc jego skruchę. Rozejrzała się po twarzach zebranych. - Już wam mówiłam, że teraz należycie do nas. Ale myślę, że jestem dla was za miękka. Nie poznaliście jeszcze mojej mocy. Myślę, że jeśli poznacie mnie lepiej nabierzecie szacunku.
Zrobiła długą przerwę a ludzie popatrzyli po sobie. W końcu zaczęła mówić:
- Urodziłam się w 1814 roku, tutaj, w Lyonnie. - Jej głos była pusty. Po salo przeszedł szmer zdziwienia. - Tak, jestem taka jak wy. Też jestem dziwadłem, wyrzutkiem, odmieńcem. I też nie miałam łatwo. Dużo przeżyłam: dom dziecka, dwie wojny światowe i rzeczy, których nawet nie potraficie sobie wyobrazić. - Jej głos zatrząsł się na końcu zdania. Pan Hummel zrobił krok w jej stronę, ale Olympia podniosła rękę na znak, żeby się nie zbliżał. - Nic nie wiecie o sobie, swoim gatunku, swojej przeszłości, przyszłości a nawet teraźniejszości. Nie wiecie co to cierpienie i płacz. Ale ja was nauczę. Staniecie się tak silni jak ja. - Tym razem jej wypowiedź zakończyła się, przerażającą pewnością i siłą.
Wśród zgromadzonych zaległa cisza. Niektórzy popatrzyli po sobie niepewnie, część wytrzeszczyła w niedowierzaniu oczy.
- A więc Lucjanie, Chesterze, jakie było twoje pytanie? - Zapytała a na jej ustach znowu zakwitł uśmiech.
- Teraz mam już kilka pytań. - Chester miał zamyślony głos. - Co miała pani na myśli mówiąc, że nic nie wiemy o swoim gatunku? Jakim gatunku?
- Ojejku! - Zaśmiała się jakby to pytanie było dziecinnie głupie. - Miałam na myśli wasz gatunek. Odmieńców!
- Jesteśmy osobnym gatunkiem? - Zapiszczała Ana z przerażeniem w głosie.
- Powstaliście w inny sposób niż ci normalni ludzie, więc tak. - Odparła Olympia.
- To nie definiuje gatunku. - Wtrącił Jack. - Co najwyżej rasę...
- Oh, przymknij się. Nikt nie chce słuchać przemyśleń okularnika. - Zirytował się Raj. Australijczyk posłusznie się uciszył, przygaszony. Od razu pożałował, że postanowił zabrać głos.
- Daj mu spokój. - Odparła Molly. - Nie każdy musi wyglądać jak rasowy dupek łamiący serca księżniczkom.
- Spokój! - Przerwała tę wymianę zdań krzykiem Olympia. - Ma panować spokój! Takie sprzeczki rozwiążecie jutro na treningach!
- Ty mi śmiesz mówić o spokoju?! - Molly się zdenerwowała, jej ręce zaczęły się trząść. - Najpierw wywołujesz moją Bestię w ramach jakiegoś pieprzonego testu a teraz mówisz o spokoju?!
Siedzący obok niej Lukas wspomniał jej nieludzkie krzyki z pokoju testowego. Dowiedział się już, że to gniew zmienia dziewczynę w krwiożerczą Bestię. Wtedy wpadł na pewien pomysł, który teraz postanowił sprawdzić.
Zdjął rękawiczkę i wziął uspokajający, głeboki oddech i chwycił Molly za rękę.
Poczuł jak jego emocje przepływają na dziewczynę. Jej ramiona się rozluźniły a ręce znieruchomiały. Spojrzała na niego zdziwiona.
- Dziękuję Lukasie. - Powiedziała uśmiechnięta Olympia. - Widzę, że jesteście zbyt nerwowi na jakiekolwiek rozmowy. Kółko dokończymy innym razem, teraz macie wolne do 18. Potem macie stawić się na testach.
*
- Dziękuję za to co zrobiłeś na sali, ale nigdy tego nie powtarzaj. - Powiedziała niepewnie Molly do swojego wybawcy kiedy wracali do pokoji.
- Dlaczego? - Zapytał. Podobało mu się, że jego moc może w końcu przynieść coś dobrego. - Mnie to nic nie kosztuje a może komuś uratować życie.
- Nie potrzebuję niczyjej pomocy. - Odparła na pozór twardo.
- To po co tu przyjechałaś? - Zapytał. Molly lekko zatkało. Lukas uśmiechnął się pod nosem. - Widzisz? Nikt nie może przez życie iść samotnie. - Powiedział i zniknął za swoimi drzwiami.
"Gdybym tylko sam potrafił się zastosować do swoich rad." Westchnął w myślach.
*
Leo poprawił włosy w lustrze. Za swoimi plecami zobaczył swojego wspólokatora. Patykowaty, okularnik, widać po nim było, że jest lekko aspołeczny.
Włoch stłumił w sobie pogardę.
"On za żadne skarby nie zostanie moim sojusznikiem." Pomyślał. "Ale ktoś musi."
Od razu do głowy wpadł mu obraz czarnoskórego brazylijczyka.
"Chyba muszę porozmawiać z Rajmundem." Pomyślał i uśmiechnął się do siebie z zadowoleniem.
***
Witam po świtętach!
Jednak zdecydowałam się dodać rozdział przed nowym rokiem :p
I jak się podoba? Co myślicie o postaciach? Mam nadzieję, że stają się coraz bardziej wyraziste. Kogoś zdążyliści polubić? Kogo chcieliśbyście więcej?
Dziękuję za każdy komentarz i opinię :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz