Gdzieś w Rosji, 09.12.2013r.
Dragan Militow
Wykonał ostatnią akrobację i zgrabnie zeskoczył na matę.
Rozległy się żywe oklaski zgromadzonej publiczności. Nie była jej dużo... Dragan pamiętał jak był małym dzieckiem i na występy cyrkowe przuchodziły tłumy dzieci i ich rodziców. Teraz była to mała grupka dzieci ze starszym rodzeństwem i jeszcze mniejsza grupka stałych bywalców.
Wykonał parę ukłonów i zszedł ze sceny.
Chwilę potem przebierał się w swoim namiocie i spojrzał przy tym w lustro. Wysoki, szczupły z krzaczastymi brwiami i gęstymi włosami chłopak. Cyrkowiec. Akrobata z ogonem. Długim na metr, ciemnym ogonem.
Westchnął i założył kurtkę.
- Słyszałam, że zaliczyłeś dzisiaj dobry występ. - Zaczepiła go Dani gdy szedł w stronę przyczepy Mistrza.
Dani była bardzo nizutką blondynką o ładnej twarzy. Była wróżką i Dragan unikał jej w obawie przed darmową przepowiednią...
- Słyszałaś czy widziałaś w swojej kuli? - Zapytał z drwiącym uśmiechem. Tak na prawdę uważał ją za oszustkę, taką samą jak jej matkę.
- Słyszałam. - Spoważniała. - W kuli widziałam inne rzczy. Na przykład, że zamierzasz odejść.
Spojrzał na nią zdziwiony i odszedł bez słowa. Niestety nie dała mu tak łatwo się zostawić.
- Jesteś głównym czynnikiem zysku tego cyrku. On nie da ci tak łatwo odejść, małpiasty.
- Nie twój interes. - Warknął i ruszył do przyczepy. Bez chwili zawachania zapukał.
- Proszę. - Usłyszał głęboki i niski głos.
- Dobry wieczór, Mistrzu. - Powiedział Dragan.
- Dani doniosła mi, że zamierzasz nas opuścić. Dlaczego? - Powiedział mężczyzna w fotelu bez żadnych wstępów patrząc Draganowi głęboko w oczy.
- Ja... - Zawachał się. Oczy mistrza były takie duże i takie czarne... Patrząc w nie miałeś wrażenie, że się zapadasz i nie masz szans ucieczki... - Jadę na szkolenie.
Mężczyzna podniósł brwi w zdziwieniu.
- Szkolenie? - Zapytał. - Czyż 15 lat bycia częścią cyrkowej rodziny nie jest odpowiednim szkoleniem?
- Oni zaoferowali mi pomoc. Powiedzieli, że stanę się częścią czegoś wyjątkowego. Że zostanę kimś więcej niż cyrokwcem.
Oczy Mistrza złagodniały.
- Wrócisz jeszcze do nas. - Powiedział stanowczo. To nie było pytanie, czy stwierdzenie, tylko nakaz.
- Żeganaj, Mistrzu. - Powoedział i zamknął za sobą drzwi.
Odetchnął świeżym powietrzem.
"Nie było tak źle." Pomyślał.
Po drodze do swojego namiotu Dragan mijał ludzi ze swojej byłej rodziny patrzących na niego jak na zdrajcę.
"Jak to strasznie brzmi." Myślał. "Była rodzina..."
- Hej, hej, hej! - Usłyszał dobrze sobie znany głos. - Jak to odchodzisz? Tak po prostu nas zostawiasz?
Nie odwrócił się. Nie mógłby spojrzeć przyjacielowi w oczy.
- To dla mnie szansa na drugie życie, Dimitr. Nie zrozumiesz.
- Oczywiście, że nie. Bo ja rodziny nigdy bym nie zostawił. Zachowujesz się jak swój ojciec. - Powiedział sucho a Dragan obejrzał się sztywno. Dimitr właśnie pokazał jak wartościowym był przyjacielem, ale spodziewał się tego...
- Spójrz na to tak: dostaniesz w końcu własny namiot. - Powiedział i zniknął za płachtą materiału.
Zaczął się pakować. Jeszcze nie dostał listu, ale postanowił załatwić sprawę odejścia wcześniej, na wypadek jakiś kłopotów.
Na szczęście mężczyzna w czarnym garniturze powiedział, że list odnajdzie go wszędzie...
Spakował się tak jak zawsze przy zmianie położenia cyrku, jedynie przy zdjęciu matki zatrzymał się na dłużej.
- Dałabyś jakiś znak czy postępuję słusznie. - Wyszeptał i siedział przez chwilę bez ruchu.
"Nie jestem taki jak ojciec." Pomyślał gniewnie. "On zostawił mnie i mamę bez niczego. Sprawił, że tutaj wylądowaliśmy. To on zgotował mi ten los." Pomyślał i wrzucił zdjęcie do plecaka.
Zarzucił go na plecy i wyszedł. Z nikim się nie żegnając opuścił cyrk by wyruszyć w głąb Rosji czekając na list, na wezwanie.
***
Krótki i inspirowany jakimś serialem. Ciekawe czy zgadniecie? :p
Dziękuję za komentarze :*