Boston, 11.01.2013r.
Molly Bakerwield
Molly siedziała na dachu wierzowca i oglądała zachód słońca. Tylko z tego miejsca widać było coś więcej niż pomarańczowe niebo, widać było jak pomarańczowa kula powoli znika za horyzontem wieżowców.
Przychodziła tu zawsze gdy musiała pomyśleć, teraz była tutaj by się pożegnać.
To miejsce już dawno zastąpiło jej dom. Kiedyś wraz ze znajomymi przytachała tu kanapę, kilka kocy i stary, brudny dywan... Przerwała potok wspomnień i okryła się szczelniej swetrem. Wtedy jej wzrok padł na wyraźnie odcinającą się od innych plam na dywanie czerwoną mazę.. Próbowała ją domyć, ale rzadne środki jakie zdołała posiąść nie dawały jej rady. Krew przesiąknęła przez tkaninę i zabarwiła ją na stałe.
W jej głowie pojawiły się obrazy z tamtej nocy...
- Jesteś dziwką bez honoru, domu, rodziny i godności! - Siedzieli w tym samym miejscu co ona teraz. Sony, Denis, Debby; jej przyjaciele. Miała wtedy 16 lat, to był czas gdy, żeby im zaimponować, kradła więcej niż potrzebowała, była chamska, ordynarna i agresywna...
- Nie odzywaj się do mnie w ten sposób! - Molly ostrzegła Sony'ego z furią w oczach.
- Bo co?! Bo zaszlachtujesz mnie tak jak tego faceta?! - Wydarł się jej przyjaciel.
Zabolało. Przywrócił wspomnienia nieudanego napadu, gdy sprzedawca, którego próbowała okraść się stawiał. Sama niewiedząc czemu wyciągnęła wtedy nóż. Facet przestał wrzeszczeć dopiero gdy ostrze prawie utonęło w jego brzuchu. Molly zwinęła resztę towaru. Następnego dnia przeczytała o tym w gazecie.
- Jesteś zwykłą morderczynią, Mol! Mogłaś wtedy po prostu uciec! - Popchnął ją z wrogą miną.
- To nie moja wina! - Krzyknęła łapiąc go za nadgarstki. W jej głosie brzmiała rozpaczliwa nuta. - To było coś dziwnego, silniejszego ode mnie!
- Pewnie. - Odezwała się nieśmiało drobniutka Debby. - Zawsze byłaś silniejsza od wszystkich, zwinniejsza. A teraz doszedł zew krwi?
- Jesteś jakaś nienormalna! - Syknął Sony patrząc na swoje, już sine, nadgarstki. Molly puściła je przerażona.
"Co ja robię?" Myślała zrospaczona. "Co jest ze mną nie tak?"
- Jesteś chora! - Zawołał kolega i ją odepchnął. Molly zachwiała się na krawędzi dachu i zalała ją fala wściekłości. Poczuła jak serce zaczyna jej szybko bić i oczy zakrywa ciemność.
Ocknęła się gdy było już ciemno. Na dachu leżało ciało Sony'ego, jego twarz wykrzywiona była w strachu a z jego, rozoranej, piersi wystawał ten sam nóż, co jeszcze niedawno odebrał życie sprzedawcy...
Poczuła jak łzy spływają jej po policzach, więc otarła je rękawem.
To własnie tej nocy zjawił się mężczyzna w czarnym garniturze. Wyjaśnił, że ten demon, który jest w niej jest do opanowania. Wystarczy, że podpisze papierek, zwykłą umowę...
- Masz szansę zmienić swoje życie. Ustabilizować się, zaprzestać kradzieży i zacząć panować nad sobą. - Mówił mężczyzna. A ona uległa.
"Nie mam nic do stracenia..." Pomyślała wtedy.
Zła na siebie za swoje łzy Molly wstała gwałtownie na nogi i pożegnała słońce, które właśnie zniknęło jej z oczu ostatnim spojrzeniem.
- Żegnaj. - Wyszeptała. Odwróciła się i ruszyła schodami w dół. Po drodze wyciągnęła z dziurawej kieszeni ciężką kopertę z listem i biletami. Sprwdziła swój cel: Lyonn.
"A więc Francja." Uśmiechnęła się blado. "Zawsze chciałam tam zamieszkać."
***
Odblokowałam komentarze "z Anonima" ;D
Baaaaaardzo fajnie się zapowiada! Czekam na dalsze. c:
OdpowiedzUsuńJuż mi się podoba ^^ czekam na więcej ;p
OdpowiedzUsuń@Cupcakes_MyLove
Wow, na miejscu Molly to ja bym się w ogóle nie zastanawiała i ruszyła od razu do tej Francji, bo ciężko jest wybaczyć sobie za zrobienie czegoś takiego. Nienawidziłabym siebie. To okropne, gdy zalewa cię złość i nie możesz nad tym zapanować. Współczuję jej, bo na pewno tego nie chciała.
OdpowiedzUsuń